List od Y

Ja przed terapia

Żyłam w toksycznym związku myśląc ze nie zasługuje na prawdziwe szczęście, bałam sie odezwać publicznie, strach przed tym ze wyjdę na głupia, ze czegoś nie będę wiedziała, pomylę sie i będę tam stać taka obnażona, zawstydzona. Reagowałam na wszystko automatycznie, nie potrafiłam obserwować swoich uczuć, emocji, ja nimi byłam, wściekłością reagowałam na wszystko co sprawiało ze czułam sie smutna, odrzucona, jak było mi przykro, wtedy nie przebierając w słowach agresywnie reagowałam krzykiem, ewentualnie rzucałam złośliwa uwagę uderzając w czuły punkt przeciwnika.Uzalalam sie nad sobą , łatwo wchodziłam w role ofiary i szukałam winnych za zło tego świata. Często nakręcalam sie na rzeczy które uważałam za niesprawiedliwe, wściekając sie przy tym na cały system, który przecież powinien być lepszy. Żyłam w ciągłym napięciu, z łatwością wpadałam w stany depresyjne, cały czas wyznaczałam sobie nowe cele do których nie dazylam, całe życie byłam na diecie, rzucałam palenie moze z 10 razy i wracałam do nałogu. Byłam przekonana ze jestem gorsza i głupsza od mojego męża, w ogóle od większości ludzi, nie lubiłam siebie i nie umiałam spędzać sama czasu. Często sama wprowadzałam sie w stan napięcia tak bardzo byłam do tego przyzwyczajona tak naprawdę nie robiąc nic zeby sobie pomoc na dłuższa metę.Prowadzilam wieczna walkę z moja córka, rownież jej okazywalam swoje negatywne emocje.

Ja po terapii

Zdecydowałam sie na wyjście z toksycznego związku po wielu próbach walki, wliczając  kilka wspólnych sesji terapeutycznych, uczę sie mowić to co chce powiedzieć, nawet w dużej grupie osób, każdy ma prawo czegoś nie wiedzieć, każdy ma prawo popełniać błędy. Uczę sie obserwować siebie, nazywać swoje emocje i zastanawiam jaka niezaspokojona potrzeba sie pojawia. Nie użalam sie nad sobą, to ja podejmuje decyzje jak chce żyć. Staram sie nie skupiać na rzeczach na które nie mam żadnego wpływu i nie tracić na nie swojej energii. Staram sie wprowadzać spokój, szukam rożnych metod relaksacyjnych, czuje szczęście cała sobą. Wyznaczam sobie cele, które sluza poprawie jakości mojego życia i najbliższych mi osób, rzuciłam palenie pol roku temu i patrzę na palaczy raczej ze współczuciem niż zazdrością, chociaż doskonale ich rozumiem. Uczę sie kochać i słuchać swojego ciało, jestem w trakcie ciekawego szkolenia on-line i moich głównym celem tutaj jest wlasnie połączenie z ciałem. Nie jestem głupia, jestem wystarczająco dobra i  mam prawo popełniać błędy. Spędzam dużo czasu sama, wychodzę na spacery, uczę sie wsłuchiwania sie w siebie i swoje potrzeby. Uczę sie słuchać mojego dziecka, czuje miedzy nami bliskość emocjonalna  i staram sie wspierać ja w życiu. Zrozumiałam ze życie jest droga, idę ta droga potykam sie, czasami przewracam ale wstaje i idę dalej. Chce sie  rozwijać i szukam na to sposobów które sprawiają mi przyjemność.

Terapia była prawdopodobnie najlepsza decyzja o zrobieniu czegoś dla siebie jaka podjęłam w życiu.

Dostałam duże wsparcie podczas terapii, czułam sie bezpiecznie. Kasia jest osoba budząca zaufanie, ciepła i bardzo doświadczona, delikatna w prowadzeniu mnie przez kolejne etapy terapii, bardzo mocno czułam  jej wsparcie.


List od M
„Ja” grudzień 2008 (początek terapii)
Muszę w końcu wyglądać doskonale!
Muszę w końcu odżywiać się doskonale!
Musze w końcu być doskonałą córką i uważam, że rodzice skrzywdzili mnie nie wychowując w doskonały sposób.
Musze w końcu być doskonałą żoną i mieć doskonałego męża!
Musze w końcu być doskonałym człowiekiem!
Wszystko musi być takie, jak sobie zaplanuję!
Muszę to wszystko w końcu osiągnąć, ale jak!?
W głowie mojej katastrofizm, wszystko jest tak trudne i przerażające… Cały świat przeciwko mnie wije się w każdym atomie mojej świadomości i nieświadomości… Jest tak ciężko i beznadziejnie…
Mój świat pełen konfliktów i wyrzutów sumienia przygnębia mnie. Moje myśli zabijają w ułamku sekundy każdą iskierkę nadziei na radość…
Moje myśli są moim największym wrogiem, zmieniają obraz rzeczywistości w katastroficzne pobojowisko po przegranej bitwie…
Ból zjada każdą część mojego ciała, przegrywam każdą walkę stoczoną z samą sobą…
Gdzie w tym wszystkim dostrzec sens życia… Gdzie w tym wszystkim nadzieja?…To trwa zbyt długo…Wieczna walka skazana na porażkę…
Widzenie świata oczami perfekcjonistki jest największa katastrofą stworzoną przez mój umysł…Nie wiem jak sobie z tym poradzić, nie wiem jak wyleczyć się z ciągłego dążenia do doskonałości.
„Ja” grudzień 2009 (po terapii)
Wyglądam jak mnie stworzył Bóg, nikt nie jest doskonały, ja również.
Jem to, co sama uznaję za odpowiednie, nie szukam doskonałej diety, bo taka nie istnieje.
Jestem dobrą córką i nie musze ciągle tego udowadniać.
Rodzice wychowali mnie tak jak potrafili. Zawsze chcieli i nadal chcą mojego dobra. Czasami popełniali błędy wychowawcze, ale przecież popełnia je każda istota ludzka.
Jestem dobrą żoną i mam cudownego męża. Każdy z nas popełnił błędy, popełnia i będzie popełniać. 
Nie jesteśmy doskonali i nigdy nie będziemy.
Nie jestem doskonałym człowiekiem i nigdy nie będę, bo taka istota nie istnieje, a ja nie jestem żadnym wyjątkiem.

Chciałbym, żeby moje plany się realizowały i marzenia spełniały, ale kto by nie chciał? Czasem rzeczy układają się po naszej myśli, a czasem nie. 
Jeżeli plany się nie zrealizują to świat się nie skończy…

Ja będę się starała to zaakceptować, a świat będzie istniał dalej.

List od A
Pisze zeby podziekowac. Wrociłam w marcu tak jak planowalam, nie spodziewalam sie ze cokolwiek moze sie zmienic na lepsze. Caly czas miałam w głowie nasze rozmowy, notatki ktore pisałysmy nosilam przy sobie, zeby pamietac aby sie nie poddawac. Mój chłopak wrocił razem ze mna, udało sie załatwic tak aby pracował . Nigdy wczesniej nie byłam tak szczesliwa,spokojna, tak swiadoma siebie, tak dobrze czujaca sie ze soba. Odzyskałam kontrole nad swoim ciałem, moge spokojnie podnosic szklanke, nawet przy sali pełnej gości, w zwiazku z tym ze spokojem moge wykonywac moj zawod nieobawiajac sie że zrobie klientowi krzywdę. Nie mam tez problemu z tym ze ktos moglby mnie krytykowac, nie stresuje mnie to juz, oczywiscie nadal nie lubie gdy ktos mnie kryrtykuje, ale teraz juz nie rozmyslam nad tym, nie analizuje. Spie spokojnie, jem regularnie, wychodze do ludzi. Mam duzo przyjaciół. Udało nam sie wynajac przepiekne mieszkanie w pieknej dzielnicy w K, dostałam sie na studia. Nawet dostałam prace. Chce sie dalej rozwijac wiec caly czas chodze na spotkania kwalifikacyjne. A to co mnie najbardziej cieszy to kontakt z rodzicami, to zabawne ale teraz moj tata dzwoni do mnie prawie ze codziennie i rozmawiamy po 20 min, czasem kompletnie o nieistotnych rzeczach. Wczoraj siedziałam w K w starej obrzydliwej  kamienicy gdzie robie kurs, na glowe kapal mi deszcz a ja usmiechałam sie sama do siebie, nie sadziłam ze tak drobne rzeczy moga cieszyc. Dziekuje za to ze pomogła mi Pani do tego dojsc. Jesli ktos rok temu powiedziałby mi ze tak moze wygladac moje zycie, nigdy bym mu nie uwierzyła. Dziekuje.


List od X
Dzis usiadlam i zaczelam pisac w moich notatkach co sie zmienilo w trakcie tych kilku miesiecy w moim zachowaniu. Czasami mi sie wydaje ze nic, ale wtedy bylaby to nieprawda. Patrzac z perspektywy ostatniego roku, gdzie bez przerwy byly klotnie miedzy mna i moim chlopakiem, czesto plakalam, czulam sie zle, beznadziejnie, uwazalam siebie za ofiare losu, nic nie potrafiaca, niekochaną i tym podobne moje zachowanie sie polepszylo. Po tych kilku miesiacach spotkan tamte objawy sie zmniejszyly, nie plakalam juz od bardzo dawna, moge powiedziec ze czuje sie dobrze. Moje kontakty z chlopakiem sie polepszyly, sa jeszcze jakies spiecia, czasami jest jakas nieprzyjemna wymiana zdan, ale staram sie mowic o swoich odczuciach, czego sie obawiam. Nie obrazam sie i nie wychodze odwrocona na piecie jak przedtem, bo wiem juz ze to do niczego nie prowadzi, a tylko pogarsza sprawe. Nadal jeszcze sie ucze, bede popelniac bledy, ale kto ich nie popelnia. Wiem juz ze nie musze byc perfekcyjna i mam prawo czasami poczuc sie zle albo palnac cos glupiego. Na pewno swiat od tego sie nie zawali, a ja nie bede siebie zadreczac. Stasznie duzo energii tracilam na zamartwianie sie czy dobrze sie zachowalam czy dobrze cos powiedzialam, az do przesady. Bylo to niezdrowe dla mnie bo im bardziej sie w to wglebialam tym gorzej sie czulam i stwierdzalam ze jestem beznadziejna, albo balam sie konsekwencji tego co moglam powiedziec, i tym bardziej moj strach sie poglebial a z tym stres. Staram sie teraz bardziej brac do wszystkiego dystansu. Zauwazylam ze wiecej sie usmiecham i nie chodze juz tak bardzo pochmurna, moje mysli sa bardziej optymistyczne.

Wiem ze jeszcze duzo pracy przede mna, i jeszcze nie raz popelnie jakis blad w swoim zachowaniu. Ale juz pierwszy krok zrobilam, musze tylko sie nie cofac. Wydaje mi sie ze bedzie dobrze i dam sobie rade, byle do przodu. Jakby co, bede do zeszytu z notatkami zagladac z terapii. Ciesze sie ze sie zdecydowalam na te spotkania, widze wiele rzeczy inaczej, duzo mi pomogly jak powinnam sie zachowywac i jakie powinnam miec mysli, bardziej racjonalne. Nie czytac w myslach. Jesli sa jakies obawy to pytac, i nie bac sie tego.

Chcialbym podziekowac za pomoc i przedstawienie mi wiele spraw w innym swietle niz  ja widzialam.

Mężczyzna

„Zacznę może do tego, że zdarza mi się zerkać w materiały z grupy, by sobie przypomnieć jak to było i o czym. Ważny jest list, który napisałaś. Kiedy go czytam jestem "bliżej siebie". Korzyści uczestniczenia w grupie są dla mnie oczywiste. Nie da się grupy przeżyć raz jeszcze, choć teraz pewnie czułbym się bardziej komfortowo na tych spotkaniach. Ważne jest na pewno to, że tematy podjęte na grupie stały się dla mnie motorem sięgniecia głębiej - do internetu i książek. Tam szukam odpowiedzi na pytania, które się rodzą, tam dowiaduje się jeszcze wiecej - dlaczego. Rozumiem więc wiecej, a świadomość chyba jest tutaj najważniejsza. Zmieniam się. Bardziej się sobie przyglądam, jestem pewniejszy siebie - uczucia traktuje tylko jako małą cząstkę siebie ( a nie że cały jestem uczuciem). Staram się wizualizować uczucie jako mały obszar w mojej głowie, który gdzieś spycham na bok. Dzięki temu mam wrażenie kontroli. Odzielam siebie od otoczenia - to dla mnie ważne, bo kiedyś zawsze identyfikowałem się z otoczeniem, z ludźmi i ich problemami (jakaś głupia lojalność), nie troszczę się tak o uczucia innych, jeśli mam coś ważnego dla mnie to powiedzenia to mówię. Mam też mniejszy problem z krytyką, nie boję się jej bo jeśli ktoś coś krytukuje to nie krytykuje mnie tylko to co powiedziałem, a jeśli nawet mnie - to moje konkretne zachowanie. Zmiany więc są dość namacalne jeżeli chodzi o odbieranie rzeczywistości.”


Mężczyzna

„Ostatnie tygodnie to same zmiany, dobrze mi z tym ponieważ coś się dzieje. Mam znacznie więcej pewności siebie i to najważniejsza zmiana i korzyść które wyniosłem dzięki grupie. Gdy sobie tak przypominam spotkania z grupą, zaczynam odczuwać ich brak, pamiętam jednak twoje słowa, że wszystko ma początek i koniec, dzięki temu łatwiej mi się pogodzić z końcem i to jest moja refleksja.”


Kobieta

„W moim odczuciu grupa pomogla mi lepiej poznac i zrozumiec siebie i moje zachowania oraz ich powody. Dzieki temu czuje sie mniej “uposledzona” i patrze na zycie z innej perspektywy. Czasem lapie sie na rzeczach ktore powielam w swoim zachowaniu/mysleniu i wtedy staram sie spojrzec na to inaczej choc to trudne. 
Podczas spotkan czulam sie dosc pewnie i zrozumialam ze nie jestem jedyna na swiecie ktora ma podobne problemy. Wciaz jednak jest we mnie zal do rodziny ale juz teraz chyba glownie ze wzgledu na moje rodzeństwo, bo to taka jakby kontynuacja popelnianych bledow ze zdwojona sila. 
Dzieki grupie zrozumialm ze pewnych rzeczy nie da sie w zyciu zmienic a skoro tak jest to trzeba je albo zaakceptowac albo sie od nich odciac. Probuje z opcja pierwsza. 
Wciaz jest we mnie niedosyt, nie wyjasnione sprawy, powierzchownie omowione tematy. Mimo wszystko, osiagam sukcesy zawodowo, kocham i jestem kochana, patrze na zycie z nadzieja i podniesiona glowa. Ucze sie normalnosci (tak by nie stala sie nudna). Czuje sie dobrze.”